O MATKO TO JUŻ 30 ROZDZIAŁÓW!!!!!!!!!!!!!!!!!Miło mi,że przez ten czas zyskałam kilku czytelników.Może jest was więcej, ale komentuje tylko 2-3.Ale dla mnie to i tak dużo, może z czasem będzie Was więcej.A tak poza tym:KOCHAM WAS!!!!!
__________________________________________________________
Mocniej przyciągnąłem ją do siebie.
-Kocham cię Jane-szepnąłem zanim przybiegło do nas kilku mężczyzn w białych kitlach, oraz dwóch policjantów.
-Proszę ją puścić-powiedział jeden kucając przy nas.
-Nie, nich pan mi powie gdzie mam ją zanieść-warknąłem wstając i biorąc blondynkę na ręce.
Mężczyzna wywrócił oczami i wskazał na samochód przy którym leżał Louis.Chwiejąc się na nogach ruszyłem we wskazanym kierunku.Ostrożnie położyłem dziewczynę na noszach obok Louis'a. Tomo złapał mnie za rękaw kurtki i uśmiechając się z bólem powiedział:
-Brawo gościu.
Poklepałem go po ramieniu i znowu przeniosłem wzrok na moją księżniczkę. Całe jej ciało było pokryte większymi lub mniejszymi nacięciami.Oprzytomniałem i szybko podszedłem do policjantów stojących obok.
-Znaleźliście tego psychola,który poharatał moją księżni....Moją dziewczynę?-zapytałem
-Kilka oddziałów właśnie go ściga, są mniej więcej na obrzeżach Londynu.
Pokiwałem głową odwracając się przodem do karetki w która właśnie była wkładana Jane.Zaraz, zaraz...co?!Biegiem ruszyłem w tamtym kierunku dopadając jednego z lekarzy.
-Gdzie ją zabieracie?-zapytałem z troską w głosie.
-Musi jechać do szpitala,zbyt wiele ran, tu jej nie opatrzymy.A pan jest kim?
-Jej chłopakiem, ja ją stamtąd wyniosłem-odpowiedziałem patrząc na niego z przerażeniem.
-Gratuluję odwagi-uśmiechnął się cierpko mężczyzna.-Ale raczej powinienem panu współczuć głupoty.Mógł pan tam zginąć.
-Ale nie zginąłem i przy okazji uratowałem cały mój świat-warknąłem wymijając go.-Jadę z wami.
-Jane!Boże Jane kochanie-podbiegła do nas matka blondynki.-Córeczko, jak się czujesz?Co cię boli?Kto cię uratował?Jane, powiedz coś....
-Proszę pani, ta dziewczyna jest niesamowicie wykończona, przepraszam naprawdę musimy jechać-powiedział lekarz wymijająco.
-ja muszę jechać z wami to moja córka!-krzyknęła pani Carter ściskając w obu dłoniach ramiączko torebki.
-Ja ich zawiozę-powiedział Harry pojawiając się za nią.-Zayn...
-Jadę z tobą-powiedziałem wysiadając z karetki i idąc za moim przyjacielem.
*kilka minut później, szpital*
Siedziałem przed salą do której wnieśli już przytomną Jane.Oprócz mnie siedzieli tu:zapłakany,zmartwiony, blady jak ściana Harry;zapłakana, roztrzęsiona matka Jane;jej wściekły ojciec i kilku policjantów.W końcu drzwi otworzyły się i stanęła w nich cała zabandażowana Jane.
-O matko, dziecko!-krzyknęła jej matka biegnąc w jej stronę i rzucając się jej na szyję.
-Ała mamo, wszystko mnie boli-mruknęła niezadowolona blondynka.
Zaraz po niej pojawił się znajomy nam wszystkim lekarz.Obdarzył mnie i Harry'ego ciepłym uśmiechem i powiedział:
-Wydaję mi się że Jane potrzebny jest teraz przede kim spokój.Najlepiej żeby gdzieś wyjechała.
Kiwnąłem głową patrząc na Harry'ego.
-mamo jedźcie już do domu, aj przyjadę z Harry'm-uśmiechnęła się z bóle,
Jej matka pokiwała głową i już za chwilę jej nie było.
-Harry mogę cię na słówko?-zapytała patrząc na mnie przepraszająco.
*oczami Jane*
Odciągnęłam Loczka na stronę po czym oparłam moje obolałe ciało o ścianę.
-Harry-zaczęłam nie patrząc na niego.-Wiesz, że to nie miało sensu.Kocham cię,ale....To nie jest taka miłość jaką ty byś chciał.Przepraszam.
Czułam jak Harry opiera swoje duże dłonie ponad moją głową.
-Wiem, ale pamiętaj że nie żałuję niczego co powiedziałem, albo zrobiłem-szepnął unosząc mój podbródek.-Ja po prostu chcę dal ciebie jak najlepiej.A najlepszy dla ciebie będzie Zayn. Ale pozwól mi to zrobić ostatni raz.
Pokiwałam głową, na co on złączył nasze usta.Po chwili pocałunek się skończył, a my oficjalnie zostaliśmy przyjaciółmi.
-Dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłaś.-powiedział po czym zostawił mnie samą.
Spojrzałam na Mulata siedzącego wciąż w tej samej pozycji.W końcu przeniósł wzrok na moją osobę.Uśmiechnęłam się zachęcająco,na co chłopak podniósł się i już po chwili był przy mnie.
-Jane, czy ja...czy my...
-Ja też cię kocham Zayn-powiedziałam ujmując jego twarz w moje dłonie.
-Czyli wszystko mi już wybaczyłaś, znowu jesteśmy parą?-zapytał z nadzieją w głosie.
Uśmiechnęłam się tylko i pokiwałam głową.Nie widziałam reakcji chłopaka,ale sądząc po tym jak mocno mnie przytulił mogę być pewna że się ucieszył.
-Przepraszam JAne, za wszystko-szeptał w moje włosy.-Kocham cię najmocniej na świecie,byłem taki głupi.Ale musisz mi uwierzyć, że ja naprawdę nic nie czuję do Perrie.To ty jesteś moim życiem.Co powiesz na wspólne wakacje?W Hiszpanii...Tylko ty i ja....
-Zaśmiałam się całując jego policzek.
-Kocham cię wariacie.
______________________________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale muszę się uczyć z Gegry, więc....A i proszę o komentarze.
Malikowa
Całe szczęście, że Jane i Louisowi się nic nie stało. I Zaynowi również. A opowiadanie rewelacyjne!!!! KINIA
OdpowiedzUsuńkocham ten rozdział i blog i Ciebie (nie jestem lezbijką ;), ale wiesz co chodzi)
OdpowiedzUsuń<3
ale faaaaza :* Zaynóś ,mwah <B
weny, pozdr, mwah :* love you.