niedziela, 1 września 2013

ROZDZIAŁ 27



-Zayn Malik proszony na salę-rozległ się głos  z głośników znajdujących się na korytarzu.
Chłopak spojrzał na mnie i odszedł tylko posyłając mi buziaka. odbiłam się od ściany, i chciałam iść w kierunku sali, gdzie znajdowali się wszyscy.Jednak okropny ból na głowie powalił mnie na ziemię, przez co straciłam przytomność.
*oczami Zayn'a*
Wszedłem do sali zajmując jedyne wolna miejsce obok Harry'ego. Chłopak spojrzał na mnie, a następnie na drzwi. Dokładnie widziałem jak w jego oczach maluje się coraz bardziej rosnący niepokój. Nachyliłem się do niego i szepnąłem:
-Ej stary, wszytko ok?
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, następnie odpowiedział:
-Gdzie Jane?
Racja. Zostawiłem ją na tym korytarzu kilka minut temu, a to wcale nie jest daleko. powinna już tu być.Zdenerwowany poprawiłem się na krześle. Spojrzałem na zegarek. Kurde, ile to jeszcze będzie trwało. Dzięki Bogu redaktor zarządził krótką przerwę. Szturchnąłem Harry'ego i razem wstaliśmy z krzesła. Prawie biegiem znaleźliśmy się na korytarzu. Nikogo tam nie było.
-Jane!-krzyknął Styles biegnąć przed siebie.
Zrobiłem to samo i szybko znalazłem się w miejscu gdzie ją zostawiłem. Na podłodze zauważyłem plamę krwi.Przeszły mnie dreszcze.
-Harry, Harry chodź szybko!-krzyknąłem.
Loczek zaraz pojawił się obok patrząc na mnie pytająco. Palcem wskazałem na plamę. Chłopak złapał się ściany i jedyne co powiedział to:
-O kurwa.
-Nie możemy tak stać! dzwoń po policje!-krzyknąłem potrząsając nim.
-Puść mnie, przecież zabrali nam telefony!-krzyknął wyrywając mi się i biegnąc do sali.-No co tak stoisz?Rusz dupę.
Wpadliśmy do sali, ściągając spojrzenia wszystkich na nasze osoby.
-Dajcie mój telefon!-krzyknąłem zdenerwowany patrząc na naszego menadżera.
-Zayn, ale...
-Nie ma ale!-krzyknął Harry równie roztrzęsiony.-Jane porwali.
Pozostała trójka spojrzała po sobie, następnie udając się w poszukiwaniu komórek. Zdezorientowany menadżer podał mi swoją. Szybko wpisałem numer policji, by już po chwili podawać najważniejsze informacje
*kilkanaście minut później*
Siedziałem na kanapie po raz setny powtarzając to samo.
-Nie mam pojęcia, co było dalej.Zostawiłem ją, bo wzywano mnie tutaj, a potem zniknęła.
-Dobrze, na razie to tyle z pana strony-powiedział policjant wstając .
Jednak ja przytrzymałem go za rękaw kurtki:
-Ale znajdziecie ją prawda?-zapytałem ze łzami w oczach.
-Postaramy się. Proszę się nie martwić.
Po czym odszedł do kilku pozostałych funkcjonariuszy, coś im mówią.Patrzyłem na nich zrezygnowany.Jak mam się nie martwić o moją dziewczynę.Przejechałem wzrokiem po twarzach wszystkich zgromadzonych. Każdy z nich miał łzy w oczach. Pod ścianą siedział Harry równie zapłakany jak ja.Wstałem powoli udając się w jego stronę. Kiedy byłem już przy nim zsunąłem się po ścianie obejmując go ramieniem. Chłopak podniósł na mnie zapłakane oczy, po cym po prostu wtulił się w mój tors, zaczynając płakać.Wiedziałem co czuje. sam też nie byłem lepszy. po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, które kapały na koszulkę Harry'ego.Kto mógł zrobić krzywdę Jane?Jak można?
*oczami Jane*
Otworzyłam, z trudem, oczy. Rozejrzałam się po miejscu w którym obecnie się znajdowałam.Był tu okropny bałagan, a światło dawała tylko mała szparka w oknie. Czułam okropny ból z tyłu głowy, ale kiedy próbowałam dotknąć tego miejsca ręką, zorientowałam się że jestem związana. A raczej przywiązana do krzesła. Zaczęłam się na nim wiercić, starając się uwolnić, ale na marne. Kiedy chciałam zacząć krzyczeć, drzwi do tego okropnego miejsca uchyliły się i staną w nich jakiś mężczyzna.
-O widzę, że się obudziłaś-uśmiechnął się obleśnie.
-Wypuść mnie!-krzyknęłam.
-Spokojnie, krzyki na nic się nie zdadzą.Nie wypuszczę cię-powiedział podchodząc do mnie i chwytając moją twarz w dłoń.-Jesteś podobna do ojca.
Skąd ja znam tego mężczyznę.Jego twarz i głos wydawały mi się  znajome. Zaczęłam dokładniej mu się przyglądać, odtwarzając w pamięci wszystkie dawno widziane twarze.I w końcu przypomniałam sobie. John. Wujek John. Przyjaźnił się z moim ojcem, kiedy byłam mała.Potem zniknął.
-Wujek?-zapytałam roztrzęsionym głosem.
Puścił moją twarz i uśmiechnął się.
-No nareszcie mnie poznałaś.A teraz powiedz mi proszę numer twojego taty.
-Ale po co ja ci jestem potrzebna?-zapytałam, znowu próbując uwolnić moje dłonie od liny, która boleśnie wbijała mi się w skórę.
-Powiedziałem, żebyś dała mi numer twojego ojca!
-Nie-odwróciłam głowę.
-Co powiedziałaś?-zapytał chwytając mnie za szyję.
-Powiedziałam nie!-krzyknęłam odwracając twarz w jego stronę.
Mężczyzna uderzył mnie mocniej ściskając moje gardło.Chciałam złapać się za piekący policzek, ale uniemożliwiały mi to związane ręce.
-Odpowiedz mi teraz grzecznie...-nie dokończył, gdyż po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk mojej komórki.-O świetnie się składa, właśnie miałem cię prosić o telefon.
Wyjął urządzenie z mojej kieszeni i uśmiechnął się.
-Tatuś dzwoni.Pozwolisz, że włączę głośnik.
odebrał, a po pomieszczeniu rozległ się zdenerwowany głos mojego ojca:
-Jane, do jasnej cholery, gdzie ty jesteś?
-Cześć Max, pamiętasz mnie?-mówił John cały czas patrząc na mnie.
-J...John Johnson?-mojemu tacie zaczął łamać się głos. Do moich oczu napłynęły łzy.
-Tak, cześć przyjacielu-zaśmiał się.
-Czego chcesz od Jane?
-Od niej niczego, raczej od ciebie. Wywaliłeś z pracy pewnego chłopaka pamiętasz?
-Ja wyrzuciłem... z pracy mnóstwo ludzi....
-Chodzi mi o młodego chłopaka, który przez przypadek wylał na jakaś umowę kawę. To był mój kuzyn.
-Tom Johnson?
-O widzisz przypomniałeś sobie.Ten chłopak nie żyje. Przez ciebie. Rzucił się z mostu, kiedy odpowiedziałeś mu że nie może się już więcej zbliżać do twojej rodziny. Byłeś dla niego jak ojciec śmieciu! Jak ojciec którego nie miał!A ty zabrałeś  mu wszytko! Więc teraz ja też coś ci zabiorę. Zabiorę ci połowę twojego świata-po tych słowach wyciągnął z kieszeni nóż i powoli zaczął się zbliżać w moim kierunku.-A jest jeszcze jego brat.Josh.Były chłopak twojej córeczki.On też się załamał. ALe nie bój się, twoje słoneczko nie zginie od razu, najpierw trochę pocierpi.
Po tych słowach przystawił telefon do moich ust i wycedził przez zęby:
-Przywitaj się z tatą.
-Cz...Cześć tato-odpowiedziałam zaciskając powieki.
-Jane...
-A!!!!!-krzyknęłam kiedy poczułam ból na wysokości mojej łopatki. Dopiero po chwili zorientowałam się, że on wbił nóż w  moje plecy.
-Słyszysz, jak krzyczy?-zapytał John wbijając ostrze głębiej i ciągnąc je w górę.
-Ała!!!!!!!!Przestań, proszę-zaczęłam płakać.
-Dobrze, na razie to tyle. Żegnaj, Max, przyjacielu.
Powiedział, wyciągając ostrze i pokazując mi nóż pełen krwi. Mojej krwi. Po moich policzkach spływało całe mnóstwo łez, a plecy okropnie bolały.
-To do zobaczenia jutru, księżniczko.
Po czym wyszedł, a ja zaczęłam szlochać.
*w tym samym czasie, narracja trzecioosobowa*
Chłopcy, wraz z Eleonor siedzieli w salonie. Zarówno Harry, jak i Zayn płakali.A pewnym momencie po pokoju rozległ się dźwięk dzwonka telefonu brunetki.Grzecznie przeprosiła i wyszła, kierując swoje kroki do łazienki.Kiedy zamknęła drzwi, przejechała palcem po ekranie przykładając urządzenie do ucha.
-Hallo?-zapytała cicho.
-Mamy ją-odpowiedział jej rozradowany szef.
-Naprawdę,świetnie-odpowiedziała równie entuzjastycznie dziewczyna.-Kiedy mam przyjechać?
-Jeszcze nie wiem, ale pamiętaj nikt nie ma się dowiedzieć.
-Ale gdzie jest teraz Jane?-zapytała uderzając się w czoło, przypominając sobie zastrzeżenia szefa.
-Nie wymawiaj jej imienia!
El nie zdawała sobie sprawy, że od dłuższego czasu jej rozmowie przysłuchuje się Louis.
-Dobrze szefie-odpowiedziała skruszona dziewczyna.
-Napiszę ci, będzie bezpieczniej.Do zobaczenia El.
-Jasne, pa-odpowiedziała, chowając telefon do kieszeni i podpierając swoje dłonie na umywalce.
W co ona się wplątała?Otóż John Johnson płacił za jej naukę.Był kiedyś kochankiem jej matki.Jednak zaczął ją bić i się rozstali. Jednak mężczyzna zabrał brata El, dlatego ona dla  niego pracuje.Obiecał, że kiedyś jej go odda. Że nie zrobi mu krzywdy.
-Wiesz, gdzie jest Jane?-zapytał Louis niepewnie podchodząc do swojej ukochanej.
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy?-zapytała dziewczyna, dość nerwowo.
-Z kim rozmawiałaś?
-Przepraszam Louis, ale ja naprawdę muszę już iść.Pa kochanie-lekko ucałowała jego wargi, opuszczając pomieszczenie.
Bez pożegnania opuściła dom chłopaków, wybierając numer swojego szefa.
-czego?-zapytał zaspanym głosem.
-Louis, on wie, że...
-Coś ty zrobiła idiotko?!-w tym momencie w głowie John'a krążyła tylko jedna myśl:,,Jego też trzeba zlikwidować"
-Przepraszam, nie wiedziałam że słucha-dziewczyna zaczęła płakać.
-Dobra zaraz tam będę, tylko wyciągnij go z domu.Jego też trzeba się pozbyć.
Po tych słowach rozłączył się pozostawiając El samą sobie.
_____________________________________
Sorry, że tak długo, ale nie miałam jak wejść. Taki dłuższy, przepraszam że mało zdjęć, ale nie miałam na nie pomysłu. mam nadzieję, że się podobał. a  jak wrażenia po filmie?Mi się osobiście bardzo podobał. Komentujcie.
Malikowa.

1 komentarz:

  1. świetny rozdział, brak mi słów, prawie płakałam ;(
    ThisIsUs- suuuuper, kocham <3 bezkonkurencyjny :D
    weny kochana ''*
    pzdr.

    OdpowiedzUsuń