Czułam jak wściekłość opanowuje moje ciało.
-Jak mogłaś?!-krzyknęłam próbując się wyrwać.-Nienawidzę cię!Byłaś moją przyjaciółką!
-Jane,uspokój się-powiedział John spokojnie.
-Nie!Ta jędza....To twoja wina!To wszystko twoja wina!-krzyczałam kiedy mój oprawca zaczął powoli zbliżać się do mnie ujmując swoją dłonią moją twarz.-NIe dotykaj mnie!
Wyrwałam mu się.
-Przestań, bo pożałujesz-powiedział,a raczej warknął odwracając mnie przodem do siebie.
-Nie!Kazałam ci mnie nie dotykać!
-O nie...Mam w dupie co ty mi każesz i teraz ci to udowodnię-warknął wyjmując z kieszeni nóż.
Przejechał zimnym ostrzem po mojej szyi. Zamknęłam oczy, nie chcąc go widzieć.Czułam jak rozdziera moją koszulkę, na wysokości ramienia.Po chwili w tym samym miejscu poczułam okropny ból.Ból ciągnął się aż do nadgarstka.
-Aaaa!!!!-krzyknęłam mocniej zaciskając powieki.
-Widzisz, ja mogę wszystko-szepnął.-Więc lepiej mi się nie stawiaj.
Otworzyłam oczy i pokiwałam głową, następnie przenosząc wzrok na El.Dziewczyna stała przypatrując się wszystkiemu ze strachem w oczach.
-Widzisz do czego doprowadziłaś?-powiedziałam cicho przenosząc wzrok na rękę po której ciekła krew..-Widzisz!To wszystko twoja wina!Nie masz prawa zbliżać się do Meg!Przez ciebie teraz tu tkwię!-krzyczałam,a po moich policzkach ciekły łzy.
Brunetka kucnęła przede mną i szepnęła:
-Jane, przepraszam...Ja nie wiedziałam...Kocham cię, jesteś dla mnie jak siostra...
-Kłamiesz!Daj mi spokój!Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
Dziewczyna wybiegła z płaczem z piwnicy.
-Proszę dajcie mi spokój-powiedziałam patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
Mężczyzna pokiwał głową i opuścił pomieszczenie.
*w tym samym czasie oczami Harry'ego*
Siedziałem w salonie, wpatrując się w tłum ludzi którzy przesiadywali teraz w salonie u rodziców Jane.Zarówno ja, jak i Zayn zostaliśmy poproszeni o przybycie.Z moich oczu nieustannie płynęły łzy.Patrzyłem na wszystkich zgromadzonych. Mieli łzy w oczach, może z wyjątkiem policjantów.Byłem ciekaw gdzie podziewa się Louis.Wyszedł z El dość dawno temu.Nie zauważyłem nawet kiedy przysiadła się do mnie zapłakana Meg.
-Tęsknię za nią Harry-powiedziała wtulając się w mój tors.
-Ja też-powiedziałem obejmując jej wątłe ciało swoimi ramionami.-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Kto mi ją zabrał?-zapyta.
-Nie mam pojęcia. Było już dobrze...Jane była już moja...Nikt nie ma pojęcia kto mógł ją porwać, nie miała wrogów...-mówiłem bardziej do siebie niż do dziewczyny która płakał w moją koszulkę.
-Pan Harry?-odwróciłem twarz w stronę policjanta.Pokiwałem głową.-Pozwoli pan z nami.
Puściłem Megan i ruszyłem za mężczyzną.Weszliśmy do kuchni.Wskazał dłonią na krzesło, które zająłem.
-O co chodzi, wiecie już coś?-zapytałem z nadzieją, ściskając brzeg mojej białej koszulki.
-Można tak powiedzieć.Ale mam też dal pana złą wiadomość-spojrzałem na niego przerażony.
-Pana kolega Louis Tomlinson...On został porwany.
Opadłem na krzesło ukrywając twarz w dłoniach.
-Ale wydaje nam się, że wiemy przez kogo i wiemy gdzie znajduje się on wraz z pana dziewczyną-spojrzałem na niego wzrokiem pełnym nadziei.-Prawdopodobnie jest to John Johnson, mężczyzna którego szuka się w kilku krajach...Jednak nadal nie mamy pewności co do miejsca przetrzymywania Jane i Louis'a
-Jak to nie macie pewności!-krzyknąłem wściekły.-To co wy robicie?!Macie ją znaleźć!
-Proszę usiąść i na mnie nie krzyczeć-powiedział mężczyzna.
Podszedłem do niego ściskając w moich pięściach brzeg jego kurtki.
-Słuchaj koleś, zdajesz sprawę z tego kim jestem.Nie interesuje mnie czego nie jesteście pewni. Macie ich znaleźć,jasne?
Pokiwał głową, a ja wyszedłem z pokoju głośno trzaskając za sobą drzwiami.Nagle mnóstwo guziczków zaczęło się świecić, a po pokoju rozległ się dźwięk syreny. Spojrzałem zdezorientowany na jednego z policjantów.
-Mamy ich-powiedział uradowany biegnąc w stronę kolegów z pracy.
*Jane*
Siedziałam w kompletnej ciszy, która nagle przerwał męski głos:
-Gdzie ja jestem?
-Louis?-zapytałam zdezorientowana wytężając wzrok.
-Jane?Co..Co my tu robimy?
-Najwidoczniej obydwoje zostaliśmy porwani-prychnęłam.
-Ja...Ja się nie zgadzam!-krzyknął Tomlinson zaczynając się wyrywać.-Wypuście mnie stąd!Niedługo mam koncert, ja muszę na nim być!Natychmiast mnie uwolnij!
-Louis zamknij się, bo...-nie zdążyłam dokończyć, gdyż do pomieszczenia wpadł wściekły John.
-Czego drzesz mordę?-zapytał podchodząc do Louis'a.
-Wypuść mnie stąd!Wiesz kim ja jestem?!-darł się coraz bardziej zły Tomo. Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
-No wiem, i co?
-I każe ci mnie wypuścić!
-A jak tego nie zrobię to co?-zapytał John krzyżując ręce na piesiach.
-Pożałujesz tego-uśmiechnął się cwaniacko Louis.
-Śmieciu-warknął John rozrywając koszulkę Tomlinsona.
Z kieszeni wydobył nóż, jeszcze pełen krwi.Louis coraz bardziej przerażony patrzył na poczynania mężczyzny. Trzydziestolatek podszedł do niego z tyłu lekko zanurzając ostrze w opalonej skórze bruneta.
-Ała!!!-krzyknął Louis próbując się uwolnić, co tylko pogarszało sprawę bo nóż wbijał się głębiej.-Przestań.
-Wodzisz, ja zrobię z tobą co będę chciał, a ty nic do tego nie masz-powiedział chwytając go za włosy i ciągnąc do tyłu, przy okazji ciągnąc ostrze aż do łopatki chłopaka.
-Błagam zostaw go-powiedziałam prostując się.
John spojrzał na mnie zdziwiony.Chciał coś powiedzieć, ale zagłuszyły go policyjne koguty i głos z megafonu.
-Wyjdź z podniesionym rękami Johnson.To koniec.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i powiedział:
-Na to czekałem, więc teraz umrzecie sobie spokojnie.
Po czym zniknął za drzwiami.Spojrzałam przestraszona na Louis'a który zaciskał zęby próbując się nie rozpłakać.Nagle usłyszałam wybuch, a potem w całym domu zaczął unosić się dym i kurz.Widziałam jak Louis wyswobadza się z więzów i podchodzi do mnie.W poniszczeniu było całe mnóstwo kurzu i dymu, do którego teraz dołączył zapach spalenizny.Moje oczy zaczęły się zamykać.
-Nie Jane, nie poddawaj się-słyszałam jego głos.-Nie zostawaj mnie, Zayn'a Harry'ego.Przecież nie możesz ich zostawić.
-Ja już nie mam siły Lou-powiedziałam czując jak moje ręce stają się wolne.
Przyciągnęłam je do siebie.
-Chodź Jane-chłopak ujął moją obolałą dłoń, ale ją odsunęłam.
-Nie mam siły.Ratuj siebie Louis-mówiłam popychając go resztkami sił do przodu.
-Nie mogę cię tu zostawić-powiedział biorąc mnie na ręce.
Chłopak otworzył drzwi, a ja poczułam na mojej twarzy podmuch ciepłego,nawet bardzo gorącego powietrza na twarzy.Bezwładnie wysunęłam się z ramion chłopaka.
-Idź Louis.Razem nie damy ramy-powiedziałam dusząc się dymem.
-Jane, proszę nie rób mi tego.
-Idź, kurwa-warknęłam wypychając go z pomieszczenia i zatrzaskując drzwi.
Doczołgałam się do krzesła i usiadłam na nim chowając twarz w dłoniach.Chociaż jedno z nas uratowało się.
*oczami Louis'a*
Kiedy zostałem wypchnięty za drzwi, chciałem się wrócić.Niestety drzwi zatrzasnęły się.Dusząc się dymem, ruszyłem przed siebie.Wszędzie był ogień.Nie miałem pojęcia dokąd idę, po prostu szedłem przed siebie.Kurz drażnił mnie w oczy i ranę.Usłyszałem dźwięki dochodzące z zewnątrz.Słyszałem jak za mną zawalają się deski.W końcu zobaczyłem czerwony wóz stojący przed domem.Ostatkiem sił przedarłem się przez płonące drzwi i krzyknąłem:
-Pomocy!
Potem upadłem na ziemię.Czułem jak ktoś podnosi mnie i kładzie na czymś.Potem jechałem aż
znalazłem się przy jakimś aucie.Widziałem nad sobą twarze różnych ludzi, ale jedna wydała mi się znajoma.
-Harry-powiedziałem chwytając jego dłoń w moją..-Jane...ratujcie ją...Ona...-nie maiłem siły odpowiedzieć.Po prostu zamknąłem oczy.
*Zayn*
Siedziałem jak na szpilkach cały czas wpatrując się w płonący dom.Kiedy wyszedł z niego Louis, wiedziałem że zaraz musi pojawić się Jane.Ale jej nie było .Podniosłem się, zmierzając w kierunku wozu strażackiego, przy którym leżał Lou.kiedy usłyszałem jego urywkowe zdanie o Jane wiedziałem jedno.Ona jest w środku, a ja muszę ją ratować.Spojrzałem przepraszająco na Harry'ego i włożyłem na siebie kurtkę która leżała w wozie. Szybko podbiegłem pod linię która odgradzała mnie od Jane.Jakiś strażak złapał mnie w pasie krzycząc:
-Nie możesz tam wejść.To zaraz się zawali.
-Ale tam jest dziewczyna!-krzyknąłem wyrywając mu się i wbiegając do domu.
-Jane!-krzyknąłem rozglądając się po resztkach rzeczy, znajdujących się tu kiedyś.
Ruszyłem przed siebie, przeskakując dziury znajdujące się w podłodze.Zobaczyłem jedyne zamknięte drzwi.Prowadziły do nich pozostałości schodów.Ostrożnie zszedłem po nich.
-Jane!-krzyknąłem łapiąc za klamkę i ciągnąc ją do siebie.Nic.
Kiedy po kilku takich próbach drzwi nadal nie ustępowały, wziąłem rozbieg i wbiegłem w nie.Otworzyły się ukazując pomieszczenie pełne dymu, a na krześle siedziała dziewczyna.Na mój widok poderwała się z krzesła i podbiegła do mnie wtulając się w mój tors.
-Zayn, jesteś-wyszeptała.
Drżącymi dłońmi objąłem jej wątłe ramiona.Czułem jak się przewraca.Wziąłem ją na ręce i szepnąłem:
-Uratuję cię.Trzymaj się kochanie.
Dziewczyna ujęła moją twarz w swoje czarne od dymu dłonie i złączyła nasze usta.To był najwspanialszy pocałunek na świcie.Nie chciałem myśleć, że mógł być on naszym ostatnim.Zaczął powoli iśc w kierunku drzwi.Kiedy byliśmy już na schodach słyszałem jak za nami te same drzwi się zawaliły.Przyspieszyłem kroku.Po chwili już biegłem,mocniej przytulając dziewczynę do siebie.Za nami łamały się i spadały na ziemię kolejne partie podłogi.Byliśmy już kilka metrów od drzwi, kiedy deski pod nami zaczęły się niebezpiecznie poruszają. Ostatkami siły pobiegłem, jednocześnie wychodząc z domu akurat kilka sekund przed tym jak drzwi wejściowe całkowicie się zawaliły.Leżałem na ziemi tuląc do siebie Jane.Dziewczyna trzęsła się i płakała w moją koszulkę.
-Dziękuję-szepnęła patrząc mi w oczy.-Dziękuje Zayn.
_________________________________________________
Jak widać główni bohaterowie żyją.Proszę o komentarze.
Malikowa
Czemu nic nie ma O.o
OdpowiedzUsuńWerciaMalik (nie chce mi się logować)
love u <3 mwah. x
Coś mi się kilknęło popstrykało, ale dodam spokojnie
Usuńkocham, kocham, kocham!!!
OdpowiedzUsuńsuper świetny... prawie płakałam :)
Zayn, cóż za odwaga <3
z niecierpliwością czekam na nexta ;)
weny, mwah :*
WerciaMalik ( jestem na laptopie siostry i znowu nie chce mi się logować ;D )